piątek, 25 kwietnia 2008

Konradowo-urodzinowo...

Witam:-)
Mam wrażenie, że nie pisałam wieki całe. Czas leci jak zwariowany, jeszcze chwilka i będziemy w Polsce;-)
Tymczasem jesteśmy tutaj, nad Morzem Północnym, gdzie pogoda ostatnio pozostawia wiele do życzenia. No ale co zrobić, w końcu to Wielka Brytania....
Jak większość z Was pewnie wie, mój małżonek dwa dni temu obchodził urodziny. Które... niech pozostanie jego słodką tajemnicą, bo zdaje się, że wolałby się tą liczbą nie chwalić;-p
Z tej okazji spędziliśmy dzień zgodnie z planami i zachciankami Jubilata.
Rano, tzn. po śniadaniu (bo ja niestety pracowałam), zdecydowaliśmy się wyruszyć na, dawno planowaną, "przyprawę" na wzgórze, które widać z okna naszej restauracji, Oliver Mount. Pogoda była niby ładna, ale troszkę podejrzana i całe szczęście, że Konrad (jak rasowy Brytyjczyk;-) uparł się, żeby na wszelki wypadek wziąć parasol. Nie zdążyliśmy bowiem wdrapać się na sam szczyt (zresztą normalną asfaltową drogą dla samochodów), jak zaczęło padać. Gdy obserwowaliśmy z góry Scarborough, próbując wypatrzeć nasz hotelik, rozpadało się już na dobre. Zrobiliśmy kilka zdjęć i w ulewnym deszczu, pod parasolem, ruszyliśmy z powrotem w dół. Po dotarciu do miasta wypełniliśmy kolejny punkt urodzinowego "programu", czyli wstąpiliśmy do naszego ulubionego Cafe Heart, gdzie pożywiliśmy się pysznościami (ja znów wzięłam ciabattę z tuńczykiem, a Konrad pitę z jajecznicą z pesto:-) i popiliśmy rzeczone pyszności znakomitym sokiem, świeżo wyciskanym z pomarańczy, grapefruitów i cytryn. MNIAM:-)
Na czas jakiś wróciliśmy do domu, gdzie zagraliśmy w nabytą przez Konrada śmieszna grę o nazwie Topple (nie potrafię opisać o co w niej chodzi, zainteresowanych odsyłam do Googla:-p) i zjedliśmy pyszna sałatkę, przyrządzoną przez Konrada.
Ok. 20-tej udaliśmy się do pubu niedaleko, gdzie-jak się dowiedzieliśmy-w środy odbywają się koncerty jazzowe, które zwykle są darmowe. Rzeczywiście. Pub ów jest w zasadzie klubem jazzowym, o bardzo przyjemnym wystroju i atmosferze. Zamówiliśmy więc napitki (jedno z nas bez alkoholu, zgadnijcie kto;-) i przez godzinę słuchaliśmy bardzo sympatycznego koncerciku na saksofon, z akompaniamentem klawiszy, perkusji i kontrabasu:-)
Do hotelu wróciliśmy po 22-giej i zakończyliśmy miły dzień oglądaniem (z Olgą, która właśnie skończyła pracę) jednego z naszych ulubionych filmów ("Ciało").
No, tak to było:-)
A dziś już znowu praca, praca...
Aha, chcę się Wam jeszcze pożalić, że zostałam "gryźnięta" przez wiewiórę parę dni temu:-/ Takie one niby są kochane, takie oswojone, ale gdy niechcący jedna przestraszyłam, dając jej z ręki orzecha, nie zapanowała nad sobą jak dobrze wychowana Brytyjka, i dziabnęła mnie ząbkami ostrymi jak szpileczki. Dla tych, którzy chcieliby mnie w tym miejscu wysłać do lekarza, od razu mówię, że po wysunięciu tego pomysłu zostałam wyśmiana przez mojego męża. A to dlatego, że wścieklizna, chyba jedyna choroba, której można by się naprawdę obawiać, nie występuje w Wielkiej Brytanii (dlatego są tu bardzo surowe przepisy, dotyczące wwożenia zwierząt; dowiedzcie się zawczasu wszystkiego, zanim wpadniecie na pomysł, by przyjechać na Wyspy z Waszym psem lub kotem). No i w ten sposób mam na palcu ślad jak po maluśkim wampirku:-p
Żal mi trochę tej wiewiórki, bo chyba nie zrozumiała, dlaczego się na nią obraziłam i nie chciałam już dawać jej orzechów...
No dobra, rozpisałam się deczko,więc kończę.
Uściski dla wszystkich czytających:-*

11 komentarzy:

david santos pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
PAPROCH pisze...

A któż to taki??

mamuśka pisze...

Matko kochana , jakiś portugal do ciebie napisał! Ale chyba nie czyta po polsku?

PAPROCH pisze...

Nie mam pojęcia, mamuś. Sądzę, że to ktoś, kto zna Mateusza i wziął link do mojego bloga z jego bloga:-p Może wszystkim zostawia komentarze takie same;-p

mamuśka pisze...

Tylko po co?:))A wygląda jak Japoniec!jwpzjv

PAPROCH pisze...

Nie wiem:-p Jakby to powiedział Tata "Dziwne, dziwne są robole";-p

mamuśka pisze...

A co to w ogóle znaczy, co ci napisał.?Czyta twojego bloga?

PAPROCH pisze...

To znaczy, że bardzo mu się podoba ten wpis i cały blog. I życzy mi miłego dnia. To na pewno jakiś przypadek. Albo śmieć. Zaśmiecanie blogów też się zdarza:-/

Mateusz pisze...

hmm.. Davida Santosa nie znam:P Obawiam się, że to jaka propaganda.. wejdzcie na jego blog.. Co do tego klubu to sam bym się tam chętnie przeszedł...
Pozdrowionka!

Mateusz pisze...

PS. Mozesz usunac jego posta naciskajac kosz na smieci obok:)

tataradka pisze...

Myślę ,że to jest prosty sposób na zwiększenie poczytności własnego bloga. Ja tam zajrzałem i licznik policzył.