środa, 27 lutego 2008

TRZĘSIENIE ZIEMI!!!

Nie sądziłam, że to napiszę.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek przeżyję choćby najlżejsze odczuwalne wstrząsy ziemi.
A jednak!
Dziś około pierwszej nad ranem (naszego czasu) próbowaliśmy z Konradem zasnąć. On wrócił z pracy w barze, ja się obudziłam i gawędziliśmy sobie właśnie przed zaśnięciem. A tu nagle łóżko się zatrzęsło, trwało to może z sekundę. Pytam się "Co to było do cholery???", a małżonek mi na to "Może trzęsienie ziemi? A może po prostu mocniej się poruszyłem zasypiając..." Zignorowaliśmy więc to zdarzenie i zanurzyliśmy się w "objęcia Morfeusza".
A tu rano goście pytają mnie, czy czułam w nocy jak mi się łóżko trzęsie. A potem radio trąbi, że mieliśmy na Wyspach trzęsienie ziemi! Około 5 stopni w skali Richtera, podobno najsilniejsze trzęsienie ziemi w Wlk. Brytanii od blisko 25 lat!
Nieźle, co?:-D

piątek, 22 lutego 2008

Za co przepraszam...

W mojej pracy bezustannie za coś przepraszam. Za niektóre rzeczy nagminnie, za inne czasami, jeszcze za inne sporadycznie.
Pierwsze miejsce zajmuje zdecydowanie potrącenie/wejście komuś w drogę (gościowi lub innemu członkowi personelu, w kuchni bądź na sali). Przejścia między stolikami nie są szerokie, w kuchni też miejsca jest mało, więc ciągle się na kogoś włazi albo komuś pod nogi:-/ Nie mam na swoim koncie na szczęście poważnych wypadków (typu wylanie komuś kawy na głowę lub zrzucenie na stolik zawartości całej przeładowanej tacy), ale niejednokrotnie było blisko;-p
Drugi co do częstości powód przepraszania to to, że gość musiał długo czekać. Przyczyny tego są rozmaite, od mojej winy (np. zapomnienie czegoś, po co trzeba chodzić potem jeszcze raz, tracąc cenny czas), poprzez upierdliwość niektórych gości, która zajmuje niekiedy okropnie dużo czasu, po kolejki w kuchni, w których (jeśli składają się z 3 czy 4 osób, a kucharze są wyjątkowo opieszali-co się zdarza) stoi się niekiedy 6-8 minut, a to naprawdę długo:-/
Kolejna sprawa to pomyłki w rodzaju: mam zamówienie na 6 śniadań, z których każde jest inne. Ktoś np. zamawia jajko sadzone, kiełbaskę, fasolkę i pomidora, a ja w tym kołowrocie przynoszę mu wszystko co trzeba, tylko jajko jest w koszulce zamiast sadzone...
Przepraszam też za przewiny kuchni w rodzaju: za zimne warzywa, za zimne danie, niedogotowane jajko, włos w owsiance (TAK! Zdarzyło mi się!), nie do końca taki deser jak opisuje menu (np. nie widać nigdzie białej czekolady, choć powinna być według menu) itp.
Dalej zdarzają się braki w nakryciu (zaginiona łyżka czy widelec do ryb) oraz brudne elementy nakrycia (niedomyta filiżanka czy nóż).
No i jeszcze błędy ewentualnych "pomagaczy". Jeśli jest naprawdę duży ruch, zwykle jest dodatkowy kelner (zazwyczaj jest to Eddie lub Susan-Nadgorliwa;-) Osoba taka np. może podać deser stolikowi, który juz skończył główne danie, a ja mam właśnie 8 innych głównych dań do rozniesienia. Rzecz w tym, że często np. podaje deser, zapominając o kawie/herbacie. Ja sobie spokojnie obsługuję inne stoły, myśląc, że tamten mam już z głowy, a tu nagle oni mnie zaczepiają nieszczęśliwi, bo dawno zjedli deser, a kawy niet...
Nie zliczę ile razy już wypowiedziałam słowa "I'm sorry" w tej robocie. A pracuję tu dopiero 2 miesiące z hakiem:-p Jak wrócę do kraju, będę mistrzem przeprosin, głównie za cudze przewiny;-)
Ściskam serdecznie!!!

wtorek, 19 lutego 2008

Na skraju niczego...

Wróciliśmy właśnie ze spaceru. Bardzo krótkiego, bo niespodziewanie zrobiło się strasznie zimno, podejrzewam wręcz, że mróz trzyma. Wśród iście fantastycznie-bajkowej scenerii udaliśmy się na "nasz" klif, przejść się po nim kawałeczek. Wszystko jakby znieruchomiałe, ciche, pokryte szadzią - gałęzie, liście krzewów, pajęczyny nawet (przepięknie!) Doszliśmy więc wśród tego mrozu i mgły na klif i... znaleźliśmy się nieoczekiwanie dosłownie na skraju niczego. Nie ma horyzontu, nie ma latarni morskiej, portu rybackiego, nie ma w ogóle części Scarborough wystającej w morze, nie ma nawet samego morza. Tylko z gęstej jak śmietana mgły przy brzegu klifu, prawie nie wiadomo skąd, wyłaniają się nieduże fale... BAJECZNIE!!! Jakbyśmy znaleźli się na samym końcu świata, gdzie dalej nic nie ma, tylko pusta przestrzeń i mgły... Szkoda, że nie możecie tego zobaczyć, a aparatu fotograficznego akurat nie mieliśmy przy sobie. Zresztą, zdjęcia nie oddałyby tej magicznej atmosfery... Czasem tu jest naprawdę przepięknie:-)
Ściskam zimowo!
Kasia

sobota, 16 lutego 2008

Jak się chwalić, to się chwalić;-)

No to jeszcze się pochwalę, a co?:-) Mam nadzieję, że nie wyjdę na zarozumialca;-)
Istnieją w naszym hotelu formularze ewaluacyjne dla gości, które ci mogą wypełnić pod koniec pobytu, jeśli mają ochotę. Są tam pytania o poziom rozrywki, jakość jedzenia, obsługi, czystość w pokojach itp. Jest też rubryka "kto z personelu zasługuje na szczególną uwagę?", można dodatkowo swoje wskazanie uzasadnić w kilku słowach. Zasadniczo informacje te są przeznaczone dla szefostwa i menedżerów, ale Konrad, gdy pracuje w nocy na recepcji, sprawdza, czy napisano coś o nas i przynosi mi do przeczytania;-)
Dość rzadko się udaje zaistnieć w takim formularzu, a już dostać wyczerpujące uzasadnienie to wyróżnienie:-) Jednak od czasu do czasu trafia się perełka, która sprawia, że rośnie serce i samoocena;-)
Po ostatnim tygodniu otrzymałam aż trzy (!) wpisy w rubryce osób zasługujących na szczególną uwagę. Podobno pobiła mnie tylko siedemnastoletnia Shauna, która nieznanym mi sposobem potrafi zaczarować gości (może dlatego, że taka młoda) i jest bardzo sprawną kelnerką. Ale chwalić się będę nie ilością, lecz jakością:-) Jeden komentarz do mojej osoby szczególnie chwycił mnie za serce i po raz kolejny przekonał, że warto się starać. By nie uszczknąć nic z oryginalnej treści, przytaczam wypowiedź po angielsku. Mam nadzieję, że wszyscy czytający władają w wystarczającym stopniu tym językiem lub mają pod ręką kogoś, kto włada:-) Napisano o mnie dosłownie w następujących słowach: "KATE IS BRILLIANT. Excellent table service. Polite-Efficient-Fast."
:-D
Z uśmiechem na ustach ściskam wszystkich bardzo mocno:-)

wtorek, 12 lutego 2008

Nowinki.

Kawał czasu już nie pisałam. Nie miałam jakoś czasu ani głowy do tego, ale też nie dzieje się nic szczególnego. Praca, sen, jedzenie, praca, sen... Czasem spacer, zakupy...
Jeśli chodzi o spacery, to chodzimy od czasu do czasu do parku niedaleko nas, gdzie mieszkają oswojone szare wiewiórki. Są naprawdę piękne i zupełnie się nie boją. Nosimy im orzeszki, a one nie tylko bezczelnie podchodzą całkiem blisko i "proszą" (stają na tylnych łapkach), ale nawet biorą orzechy z ręki. Słyszałam o ludziach, którzy kładli sobie orzechy na ramionach czy nawet na głowie i wiewiórki po nie sobie wchodziły! Są absolutnie słodziutkie! Kiedy wczoraj odchodziliśmy stamtąd, dwie biegły za nami spory kawałek, żeby im jeszcze coś dać;-p Fotki wiewiórek możecie obejrzeć tutaj: http://picasaweb.google.com/krtek82
Pogodę mamy od dwóch dni przepiękną. Upału nie ma;-) ale świeci piękne słońce, niebo jest bezchmurne no i nie wieje zbyt mocno:-) Aż miło się spaceruje, a wiewiórki chętnie się pokazują (bo jak jest duży wiatr, to nie za bardzo:-p)
Poza tym mamy sporo pracy, ja teraz mam wszystkie shifty do piątku rano (włącznie z piątkowym śniadaniem, co jest dość koszmarne, bo w piątki śniadanie jest wcześniej niż zwykle i trzeba wstać o 6-tej... No ale przynajmniej jest szansa na napiwki;-) Weekend prawdopodobnie mam wolny (szczerze mówiąc już się nie mogę go doczekać;-p)
Poza tym czytam sobie obecnie po angielsku książkę o anoreksji (ci co mnie znają, wiedzą, że temat ten fascynuje mnie od dawna:-) Nie wszystko rozumiem, ale naprawdę zaskakująco wiele. Nie spodziewałam się, że tak szybko będę bez większych problemów czytać książki po angielsku. Poprzednio przeczytałam książkę o walce z napadami paniki i niepokojem i muszę tu bardzo podziękować mojej pani od lektoratu na studiach (pozdrowienia dla p. Laudańskiej!:-) Różnie nam się układało;-) ale zawdzięczam jej naprawdę niezłą znajomość słownictwa psychologicznego, która teraz bardzo ułatwia mi czytanie tego rodzaju książek:-)
No, to chyba na tyle dzisiaj. Jestem bardzo niewyspana i chyba udam się na drzemkę:-)
Do następnego!!!

niedziela, 3 lutego 2008

Skaut:-)

Napiszę dziś kilka słów o Skaucie:-) Skaut dostał wczoraj od Daniela nagrodę dla najlepiej zachowującego się uczestnika wycieczki;-) Skaut jest psem przewodnikiem, który przebywa w hotelu wraz ze swoją mocno niedowidzącą właścicielką. Jest piękny, bardzo grzeczny i naprawdę mnie rozczula. Nosi jaskrawy kubraczek z napisem GUIDE DOG i podczas posiłków bardzo grzecznie leży pod stołem:-) Jest to tutaj normalne, nikt nie ma nic przeciwko:-) W ogóle zauważyłam tutaj znacznie więcej niepełnosprawnych osób, zarówno na ulicach, w sklepach, jak i w hotelu (a to ostatnie oznacza, że również podróżują). Ludzie na wózkach, z laskami, z psami przewodnikami są tu zupełnie codziennym widokiem, prowadzą normalne samodzielne życie. Po pierwsze nie są tu traktowani inaczej, nikt się nie gapi itp. No a po drugie jest wiele udogodnień, typu podjazdy dla wózków, dźwiękowa informacja dla niewidomych o piętrach w windzie (np. w naszym hotelu) lub też możliwość przebywania w hotelu czy restauracji z psem przewodnikiem (a nie tak dawno słyszałam, że w Polsce są z tym problemy). Bardzo mi się to tutaj podoba.

A tak poza tym u nas wszystko po staremu. Pracujemy, ja w tylko w restauracji, Konrad głównie w barze i jako nocny portier. Od czasu do czasu mamy wolne i wtedy idziemy na zakupy lub spacerujemy. Niedawno odkryliśmy bardzo sympatyczny park niedaleko naszego hotelu. W owym parku mieszkają piękne szare wiewiórki z szerokimi ogonami, które są na tyle oswojone (wiewiórki rzecz jasna, nie ogony;-) że podchodzą do ludzi na odległość 0,5 metra i proszą o jedzenie. Bezczelne!;-)
Pogodę mamy zimową dosyć, wczoraj nawet leżało trochę śniegu. Dziś jest zimno i szaro. Czekamy z utęsknieniem wiosny, gdyż podobno dopiero wtedy jest tu naprawdę przepięknie. Ponieważ już teraz jest pięknie, wiosną na pewno będzie obłędnie:-) Niestety wczoraj na Onecie przeczytałam informację o dziwnej wróżbie pogodowej z cieniem świstaka (o której na pewno wszyscy słyszeliście). Świstak Phil 2 lutego wygląda z norki i gdy ujrzy swój cień, zima będzie jeszcze długo trwała. Wczoraj ujrzał niestety:-/ No nic, w końcu wiosna musi przyjść, prędzej czy później:-)
Tym optymistycznym akcentem kończę na dziś i ściskam wszystkich gorąco:-)
KASIA

piątek, 1 lutego 2008

Dzień OFF:-)

Mam dziś "offa", czyli dzień wolny. Nie musiałam się zrywać o świcie, nie musiałam myć włosów, nie muszę wieczorem biegać po restauracji... Oczywiście jutro wszystko to zacznie się od nowa, ale taki dzień przerwy jest bardzo orzeźwiający:-)
Siedzę więc sobie przed komputerem, jem czipsy (jak co dzień:-p) i piszę słów kilka.
Spotkało mnie wczoraj coś nadzwyczaj przyjemnego:-) Nie tak znów często się zdarza, by klienci w przeddzień wyjazdu pytali, czy pracuję następnego dnia (aby mogli dać mi napiwek). Wczoraj tak się zdarzyło i to zapytały mnie aż dwa stoliki, trójka starszych ludzi i przesympatyczne starsze małżeństwo, z którym często przez ostatnie trzy dni ucinałam sobie pogawędki, i którzy chyba naprawdę mnie polubili:-) Kiedy powiedziałam, że dziś mam wolne, dostałam od trójki po banknocie pięciofuntowym (co daje 15 funtów od stolika, a to bardzo dużo:-) a małżeństwo wręcz zaczekało na mnie przy drzwiach aż wrócę z kuchni, pokiwali na mnie żebym podeszła i też wcisnęli mi pięciofuntówkę:-D Poczułam się naprawdę doceniona, bo 20 funtów od dwóch stolików, w dodatku gdy się nie obsługuje wyjazdowego śniadania, to chyba niezłe osiągnięcie:-)
Pogoda nie zachęca do spacerów;-) więc raczej nie spacerujemy. Wczoraj jak wyszliśmy do parku, to mało nam głów wiatr nie pourywał, w nocy też wiało niesamowicie. Z utęsknieniem czekamy wiosny, już nam się trochę przykrzą te chłody, poza tym podobno jest tu jeszcze piękniej, gdy wszystko jest zielone:-) Biorąc pod uwagę, jak ładnie jest teraz, wiosną zapewne będzie zachwycająco:-)
Kończę na dziś, powinnam poskładać trochę serwetek na jutro;-)
Pozdrawiam z wietrznego wybrzeża:-)