czwartek, 14 sierpnia 2008

PSTRYCZEK ELEKTRYCZEK oraz... tylko kwestią czasu była...

... choroba Konrada. Gdy przez trzy dni mojej choroby opierał się wciąż wiruchom, pomyślałam, że to prawie cud. Ale cudu nie było, kiedy ja wydobrzałam na tyle, by znów normalnie funkcjonować, on zaczął narzekać na gardło, a następnego dnia kasłał już na dobre i miał stan podgorączkowy;-p Tak że w ostatnich dniach naszego tu pobytu nie mają z nas wielkiego pożytku;-p
Wprawdzie Konrad dziś już pracuje, kaszląc jak stary gruźlik (nie wiem, jak to możliwe, ja miałam tylko lekką infekcję gardła), ale dwa dni opuścił. Był nawet u lekarza (ja nie;-D) który przepisał mu... antybiotyk (!) Póki co nie wykupił go, ale chyba się przymierza. Czwarty dzień ciężkiego kaszlu to już raczej nie jest lekka infekcja gardła...
Ech...
A ja? Ja czuję się już zupełnie dobrze, swoim zwyczajem doszłam całkowicie do siebie po około pięciu dniach. Eddie, czegoś obrażony na mnie (podobno, że nie przyszłam mu powiedzieć, że już mogę pracować-co za bzdura:-o) niby dał mi prawie cały tydzień wolny, ale los oczywiście zrobił mu na złość i byłam wczoraj potrzeba na obiad. A wczoraj był trzynasty... Trudno powiedzieć, że wierzę w pechowość tej daty, ale... No nie wiem, coś chyba jednak w tym jest.
Czekamy sobie wczoraj aż kuchnia będzie całkiem gotowa, żeby wpuścić gości do, przygotowanej już, restauracji. Godzina już w zasadzie ta, a tu... TRACH!-nie ma prądu. Nasze korki-w porządku. Szybki rekonesans i okazuje się, że na całej ulicy prąd szlag trafił. Cicho, ciemno. Brak światła i radia w restauracji to pół biedy, gorzej, że w kuchni nic nie działa:-p Grill, podgrzewacze, maszyna z kawą, z gorącą wodą... ;-p Pełna mobilizacja, na początek sprowadzamy z góry gości, którzy mają kłopoty z poruszaniem się po schodach (no bo windę oczywiście też diabli wzięli, a tu ludzie o kulach, niedowidzący, w końcu to prawie ośrodek geriatryczny;-) Telefon tu, telefon tam. Shaun mówi "wszystko jest gotowe, jak się pospieszymy, można wydawać takie jakie jest, może nie zdąży wystygnąć". No ale jak jeść po ciemku (niby to dopiero godzina 18,45 i sierpień, ale nie zapominajcie, że jesteśmy w Anglii-za oknem szaro jak w marcu o 16-tej)? Kogoś olśniewa "mamy w szafkach świeczki od Bożego Narodzenia". Zapalamy, na każdym stole po jednej, Shaun biega z zapalniczką... Wpuszczamy gości, wszystkich na raz, no bo przez dwadzieścia minut zdążyli już wszyscy się zejść (jakie to szczęście, że robiłam wczoraj akurat mniejszą stację, tylko 14 osób:-) Wydajemy zupy i przystawki, które jeszcze nie zdążyły wystygnąć (gorzej, że jak się skończą, nie będzie jak dorobić:-p) Wszyscy biegają jak przysłowiowe koty z pęcherzami;-) Kuchnia, uszczuplona do dwóch osób, bo Luc ma wolne, dwoi się i troi, ale i tak są przestoje... Po dziesięciu minutach tego szaleństwa-PSTRYK-włącza się prąd:-) Hurra, uratowani, jesteśmy uratowani!:-D Dalej serwis przebiega bez zakłóceń, choć wszyscy muszą się strasznie uwijać. Na większości stacji pojawiło się ok.20 osób na raz, nie jest łatwo taką liczbę obsłużyć tak, aby jak najmniej było czekania i niezadowolenia. Ja z moimi 12-toma osobami praktycznie nie miałam chwili oddechu; większym stacjom pomagała Ema (bar) i Ruth (recepcja). Na koniec dostaję potwierdzenie, że jednak nie było tak źle-pewna pani prosi mnie, by podziękować szefowi kuchni, bo wszystko było smaczne i ciepłe:-) Opada ze mnie stres:-) Niby nic, takie rzeczy się zdarzają, to tylko awaria prądu, ale... widok stu osób, kłębiących się w ciemnościach w holu, robi jednak wrażenie (i to zdecydowanie niezbyt miłe:-p)
No, taką przygodę zaliczyłam prawie na sam koniec pobytu. Pracuję jeszcze tylko w sobotę, ciekawe, co się zdarzy;-)
Ściskam serdecznie i zmykam zrobić ręczne pranie:-p (prąd jest, ale parę rzeczy nie nadaje się do pralki;-p)

2 komentarze:

Mateusz pisze...

no no.. opowiesc prawie jak z hotelu zacisze;) w ogole ten Wasz hotel wyobrazam sobie wlasnie jak ten z "Zacisza", faktycznie jest podobny?
Pozdrowionka szczegolnioe dla Konrada, zeby wydobrzal!

PAPROCH pisze...

Nie jest podobny:-p Jest znacznie większy, Konrad porobił mu zdjęcia, to za parę dni obejrzysz:-)