niedziela, 1 czerwca 2008

Niezbyt pozytywnie:-/

Pogoda nie zachęca do spacerów, cytując znaną reklamę... Szczerze powiedziawszy, w ogóle do niczego nie zachęca. Może najwyżej do zakutania się w koc, z książką i herbatą, co być może niedługo uczynię. Od rana leje. Cholera, prawie cała wiosna tu wygląda jak marzec w Polsce. Jak ja strasznie, strasznie tęsknię za polską wiosną! I w ogóle strasznie tęsknię dziś.
Niebawem minie pół roku, jak tu jesteśmy. Chyba wystarczająco długo jak dla mnie, by popaść w ciężki kryzys i irytację położeniem, w jakim się znajduję.
Tak naprawdę, obiektywnie patrząc, to nie jest najgorzej, dramatu nie ma... Ale...
No właśnie, piętrzą się "ale", które na dłuższą metę są bardzo męczące...
Myślę, że główną naszą (a na pewno moją) bolączką jest fakt, że po prostu nie należymy tutaj... Scarborough jest ślicznym miasteczkiem, ludzie, z którymi na co dzień się spotykamy, są do nas przyjaźnie nastawieni, ale ja jednak mam coraz silniejsze poczucie (narasta ono z biegiem czasu), że to nie moje miejsce, nie moi przyjaciele, nie mój świat... Często nie rozumiem dowcipów, powiedzonek. Drażni mnie coraz bardziej tutejsza mentalność plotkarska-cokolwiek niecodziennego zrobisz czy powiesz, zostaje to rozdmuchane do formatu sensacji dnia. Bez żenady są rozprzestrzeniane informacje co kto zamierza robić w weekend, kto ma hemoroidy, co kupi mężowi/narzeczonemu/chłopakowi na urodziny, czy lubi seks (dosłownie takie pytanie wczoraj usłyszałam, po czym moja odpowiedź została przez Shaunę głośno powtórzona każdej z osób pracującej tego wieczoru w restauracji), dokąd się wybiera na wakacje i co tam będzie robił itp., itd... Nie chodzi o to, że jestem osobą skrytą, czy że jakieś tematy krępują mnie. Ci, którzy mnie znają, wiedzą dobrze, że można ze mną o wszystkim pogadać. Jednak coraz mniej mam ochotę brać udział w tej idiotycznej rozrywce, jaką jest podniecanie się życiem innych. Na dłuższą metę jest to naprawdę męczące:-/
Do tego to życie stadne i swego rodzaju piętnowanie (powiedziałabym dosadnie: "zawracanie dupy") każdego, kto z jakichś przyczyn wyłamuje się ze schematu włóczenia się w głośnym stadku od pubu do pubu w sobotni wieczór. Dziś zostałam po raz n-ty zapytana, czy wychodzę z ekipą w sobotę (przecież moje urodziny, jak to tak, będę świętować zamknięta w domu??? Oni nie pojmują, że jest mnóstwo fajnych rzeczy do robienia pomiędzy siedzeniem w domu, a włóczeniem się po knajpach). Po raz n-ty powiedziałam, że raczej nie, a podminowana mokrą pogodą, dodałam prosto z mostu, że ja po prostu tego nie cierpię. Ema zapytała na to, czy w Polsce też nigdy nie wychodzę. Ja na to, że owszem, chętnie, do małych knajpek, z dobrymi przyjaciółmi... Konsternacja i lekko oburzone głosy: "No przecież my jesteśmy twoimi przyjaciółmi". Już całkiem zeźlona odparowałam, że nie, to nieprawda, ponieważ przyjaciel to ktoś naprawdę wyjątkowy. Że ich wszystkich lubię (co nie jest prawdą, ale nie chciałam już pogarszać sprawy), ale NIE SĄ MOIMI PRZYJACIÓŁMI. Sam, trochę urażona, powiedziała, że może ja nie uważam jej za przyjaciółkę, ale ona mnie tak. Może powinno to być dla mnie miłe, ale tak naprawdę to uważam, że to bzdura. "Znamy się" (to chyba nawet za duże słowo) dwa miesiące! Lubię ją, nawet bardzo. Ale do przyjaźni jeszcze bardzo daleka droga, której nie pokonamy wspólnie, ponieważ za kilka miesięcy nas tu nie będzie...
Prawdopodobnie popełniłam faux pas (chociaż nigdy nie uważałam szczerości za coś nagannego), ale szczerze mówiąc "zwisa mi to i powiewa smętnym kalafiorem", jak to adekwatnie ujmuje mój Tato. Już niedługo (oni nawet nie wiedzą, jak bardzo niedługo) wszyscy ci ludzie będą dla mnie tylko wspomnieniem (niektórzy sympatycznym, inni mniej), więc nie zamierzam się nad nimi rozczulać. Jestem w takim nastroju, że obecnie najważniejsze jest dla mnie moje własne samopoczucie.
I w związku z powyższym oddalam się pod gorący prysznic, a potem do łóżka.
Pozdrawiam serdecznie, ze szczerą nadzieją, że u Was dziś nastroje lepsze.

15 komentarzy:

mamuśka pisze...

No, to sie narobiło! To taki świat, a może takie czasy, że wszyscy są "smile". Nie zmieniaj sie kochana moja, bo jesteś jedyna w swoim rodzaju. Może lato będzie łaskawsze:)

PAPROCH pisze...

Nie narobiło się. Chyba od początku tak było, tylko z czasem to coraz bardziej drażni... Krew mnie zalewa, jak po raz kolejny ktoś robi sensację z tego, że z jakiejś tam okazji poszliśmy z Konradem "tylko" na kawę, a nie do wykwintnej restauracji. Co to w ogóle kogo obchodzi? I co w tym dziwnego? Oni uważają, że to nudne;-p

mamuśka pisze...

Inna kultura, ot co! Ale dziewczyny (kobiety) , z którymi wczoraj byłam , tez to maja. Może my jesteśmy tacy dziwni:))

PAPROCH pisze...

Chyba jesteśmy:-) No i hak im w smak:-) Najważniejsze to dobrze się czuć ze sobą. Nie zamierzam marnować sobotniego wieczoru w głośnym pubie, z ludźmi, których prawie nie znam, gdy mogę iść z mężem np. na koncert jazzowy albo wspólnie pooglądać coś na kompie, pijąc Bayleis...
No, teraz już naprawdę zmykam:-*

Anonimowy pisze...

No tak, taką to już angole mają mentalność:/ I ja musiałem stawić temu czoła swego czasu. Krążyła nawet plota, że spałem z kumpelą, z którą wybrałem się na wycieczkę do Yorku (podobną do Twojej:P), ale nauczyłem się wkońcu tym ich plotkarstwem bawić;) I dla mnie życie w Scarborough nie było łaskawe, prawdę powiedziawszy ciężko mnie doświadczyło, bo najpierw Reighton Sands, potem Scarborough i Blue Dolphin, ale na dzień dzisiejszy mile wspominam tamten czas i trochę tęsknię do tego miejsca choć, tak jak Ty, czułem się zupełnie obcy. Główka więc do góry i zacznijcie z Konradem bawić się tym ich wścibskim dochodzeniem sensacji. Wymyślajcie na potęgę niestworzone historyjki i każdemu mówcie co innego. Zobaczycie jaką można mieć frajdę, kiedy się wszystkich zdezorientuje;) Trzymaj się dzielnie:) Ciepło pozdrawiam - Grzegorz:)

PAPROCH pisze...

Więc jednak popełniłam faux pas, można nawet powiedzieć, że stałam się bohaterką skandalu;-p Ponieważ nie lubię nieprzyjemnej atmosfery wokół siebie (niezależnie od tego, czy mi na tych ludziach zależy, czy nie), dałam się wciągnąć w tłumaczenie, że źle się zrozumieliśmy (słowo "friend" bowiem odczytałam jako odpowiednik naszego "przyjaciel", nie biorąc pod uwagę, że tutaj kolegów też się tym słowem określa). No więc wszystko się wyjaśniło, humor trochę mam lepszy, jednak wciąż strasznie chcę do domu. Już niedługo;-)

tataradka pisze...

Koniecznie trzeba wyjaśnić że spór był o definicje, a nie o fakty, i nosek do góry! A nastrój będzie tym lepszy, im był gorszy.

tataradka pisze...

Żądamy prawa do złego humoru !!!

Mateusz pisze...

hehe.. troche im powiedziałaś;) Ale nie przejmuj się, i się wyłamuj. Mam nadzieję, że już jest lepiej:)
Pozdrowionka!!

PAPROCH pisze...

Sporu może bym nie wyjaśniała, gdyby nie to, że znów się zaczęli mnie czepiać;-p Prawda jest taka, że niewielu z nich uważam nawet za kolegów, ale w to już nie wnikałam. Co do plotek i wypytywania, to w kwestii naszego urlopu (o który pytano mnie już milion razy-gdzie jedziemy) nabrałam wody w usta i konsekwentnie odmawiam jednoznacznej odpowiedzi. Oni tego nie mogą pojąć:-o

Anonimowy pisze...

No i świetnie;) Nie mogą tego pojąć, bo mają małe móżdżki:P A żeby uwolnić się od pytań o miejsce urlopu, może powiedz, że nie jesteście zdecydowani i zapytaj co proponują, może któryś z tych ptasich móżdżków zna miejsce, które na prawdę warto odwiedzić;)

mamuśka pisze...

matko kochana, po co im ta wiedza?

Anonimowy pisze...

Oj, to bardzo próżni ludzie. Większość z nich nie ma żadnych pasji, karmią się więc plotami. Boże! to trąci jakąś latynoską telenowelą - ploty, intrygi, skandale:P

PAPROCH pisze...

Panie Grzesiu, oni sami z siebie proponują różne wyprawy, łącznie z Karaibami i Amsterdamem. Sęk w tym, że my nie chcemy (głównie przez oszczędność) nigdzie jechać na trzy dni. Chcemy po prostu przez 3 dni się polenić, porobić co nam tam przyjdzie do głowy:-) Dla nich to nuda, dla mnie-wymarzony odpoczynek:-)

Anonimowy pisze...

No i cudownie;), ale oni tego wiedzieć już nie muszą. A niech sobie myślą, że jedziecie Bóg wie gdzie, a gdy wrócicie po urlopie do pracy powiedzcie, że spędziliście cudownie urlop, ale co i gdie robiliście to już wasza slodka tajemnica;)