wtorek, 3 czerwca 2008

Pozytywnie:-)

No i mamy zmianę nastrojów:-)
Pogoda wprawdzie nadal nie zachęca do spacerów...;-)
Ale jakoś mi lżej na duszy.
Jakiś przełom się we mnie dokonał. Postanowiłam dać sobie spokój z dopasowywaniem się do grupy. Oczywiście jestem nadal koleżeńska, pomagam innym w pracy itp:-) Ale nie dam już sobie włazić w życie. Na wszystkie pytania, na które nie znam lub nie chcę udzielać odpowiedzi... nie udzielam:-) Tajemniczo się tylko uśmiecham albo kręcę głową;-p Im bardziej oni wypytują, tym bardziej ja milczę i tylko zbywam ich "być może" albo "nie wiem", na ogół wkrada mi się wtedy na usta pobłażliwy uśmieszek;-p Oni myślą, że skoro nie chcę rozmawiać, to znaczy, że jestem w złym humorze. Ale ja się śmieję i mówię, zgodnie z prawdą, że wprost przeciwnie. Bawi mnie ta sytuacja:-)
Dziękuję panu Grzesikowi05 za rady:-)
Bawi mnie też powodzenie, jakie mam tu wśród mężczyzn. Flirtuje ze mną kierowca Kevin, brat Eddiego Maurice, czasem goście. A ja... podejmuję flirt, owszem, bo kto tego nie lubi?;-) Ale... im bardziej oni mnie zaczepiają, tym bardziej ja się robię męsko-odporna;-) Interesuje mnie tylko i wyłącznie mój mąż (trochę wbrew tutejszemu rozpasaniu, gdzie trójkąty i skoki w bok są chyba na porządku dziennym), czym wzbudzam również konsternację, co z kolei przyprawia mnie znów o dobry humor;-)
Krótko mówiąc, zaczęłam sobie lekko pokpiwać ze wszystkich i... działa:-D
Już niedługo moje urodzinki. Jak już pisałam, miałam plan, by na tę okoliczność przebić sobie tragusa, ale... sama już nie wiem. Powoli nachodzą mnie wątpliwości. No ale jak nie to, to CO??? Macie jakieś pomysły na prezent dla samej siebie? Od razu mówię, że musi to być coś naprawdę wyjątkowego i EKSTRA. W końcu to ćwierćwiecze!:-)
Uściski z, deszczowego znów, Scarborough.

7 komentarzy:

mamuśka pisze...

Cieszę się, że jest pozytywnie:)
Ciekawość mnie zżera, kim jest pan Grzesiek i dlaczego czyta twojego bloga:))

Anonimowy pisze...

Na prezent proponuję dzidziusia :) Moim zdaniem jest i wyjątkowe i ekstra :)
A może jakiś mały tatuażyk?

PAPROCH pisze...

Mamo, wydaje mi się, że trafił na niego poprzez hasło "Scarborough":-)
Agata, dzidziusia do urodzin nie zdążę już zrobić;-) O tatuażu też myślałam, ale jak się ma wątpliwości co do ingerencji w swoje ciało, to chyba jednak kolczyk lepszy. Zawsze można wyjąć;-p

Anonimowy pisze...

No skoro nie zdążysz, to rzeczywiście w takiej sytuacji zostaje kolczyk...

Mateusz pisze...

na urodzin proponuję gdzieś pojechać na wycieczkę co sam uczyniłem;) Może Londyn? spanie Wam załatwię jak trzeba:P

Anonimowy pisze...

Pan Grzesiek jest 26-latkiem z Choszczna (zachodniopomorskie), który spędził w Scarborough niespełna połowę 2006 roku:) Podczas tego pobytu życie dość ciężko mnie doświadczyło, to tym bardziej czytam Twój blog z zaciekawieniem;) Faktycznie natrafiłem Kasiu na Twój blog po wpianiu w google "Scarborough", a że piszesz tak, że czyta się Twoje notki jak świetną książkę, nawet jeśli humorek Ci nie dopisuje, to czytam je nałogowo;P
A co do Twojej ostatniej notki: Brawo! Widzę, że nie potrzebujesz żadnych rad, bo świetnie sobie radzisz sama, ale to chyba miłe, skoro są ludzie, którzy chcieliby dla Ciebie jak najlepiej i podpowiadają, co ich zdaniem byłoby najwłaściwsze:)
A kolczyk? Hm, to tylko chwila niezbyt dokuczliwego bólu, ale podświadomość każe nam bólu unikać, stąd te obawy:/
Co do tatuażu, jestem podobnego zdania;) Jest tylko jeden wzór, na który mógłbym się zdecydować bez wachania (na pół pleców!), a że go utraciłem, to nic innego nie chcę. Dlaczego? Otóż tylko tego jednego nie żałowałbym na pewno. No cóż, rozsądne ze mnie zwierzę - przynajmniej tak mi się wydaje:P Pozdrawiam wszystkich czytających:)

PAPROCH pisze...

Panie Grzesiu, bardzo, bardzo dziękuję za tak wyczerpujące informacje o sobie:-) Bardzo miło czytać takie komentarze, jak Twoje:-)
PS. Ze mnie chyba też rozsądne zwierzę. Może czasem aż za bardzo:-p