niedziela, 2 marca 2008

Dwie imprezki, tragus i dziwne dzieci.

Miniony tydzień był bardzo pracowity, co oczywiście opłaciło się finansowo, ale z wielką ulgą przyjęłam wolny weekend (który, nawiasem mówiąc, właśnie dobiega końca:-/), bo już byłam naprawdę na ostatnich nogach. Tydzień ten obfitował w wydarzenia, z których najistotniejsze były dwa spotkania towarzyskie:-)
W piątek wieczorem zaproszeni zostaliśmy na tzw. "domówkę" do znajomego Olgi, Polaka zresztą, który mieszka dosłownie na sąsiedniej przecznicy, więc mieliśmy baaardzo blisko:-) Do malutkiego mieszkanka zwaliła się wielonarodowościowa ekipa, w liczbie osób około dwunastu czy piętnastu. Polacy (w tym przyjaciel Olgi i Konrada jeszcze ze stypendium w Moskwie, przepięknie grający na gitarze:-), Wietnamczyk oraz dwóch Łotyszy, w tym jeden o rosyjskich korzeniach;-) Była wódka, której nie piłam, małże, których nie jadłam i bagietka, której kawałki osobiście pieczołowicie smarowałam masłem, gdyż gospodarz, Paweł, uznał, że najlepiej się do tego nadaję ze względu na małe stopy (co za bzdura;-), które pozwolą mi wygodnie stanąć przy kuchennym blacie:-p Była ładna muzyka, śpiewy przy gitarze i ogólnie było bardzo wesoło. Ogromnie się cieszę, że poznałam takich ludzi, barwnych, oryginalnych i naprawdę przesympatycznych:-)
Wczoraj zaś towarzyszyliśmy w pubie córce naszej menedżerki, obchodzącej 20-te urodziny. Towarzystwo "hotelowe" jej nie dopisało, bo chyba wszyscy mieli tzw. "zejście" po weselu naszego szefa kuchni, które odbyło się dnia poprzedniego;-p Przybył tylko zastępca menedżera Russell, wraz z narzeczoną (recepcjonistką) Natalie. No i my:-) Ulice Scarborough w sobotę o godzinie 23-ej są zapełnione młodymi kobietami, w znakomitej większości pokaźnych rozmiarów, poubieranymi w króciutkie błyszczące sukienunie, z krótkimi rękawkami albo i bez rękawów oraz pantofelki na obcasach lub japonki (!!!). Przypominam, że mamy przełom lutego i marca, zresztą w sylwestra (czyli pod koniec grudnia) widzieliśmy dokładnie takie same. Cóż, ja przemieszczałam się po mieście w dżinsach, swetrze, szaliku i kurtce zimowej, i wcale mi nie było za gorąco. Ale te dziewuchy tutaj po prostu taki mają styl i zrobią wszystko, żeby na siebie zwracać uwagę płci przeciwnej. Generalnie większość z nich wygląda (zarówno moim zdaniem jak i Konrada) odrażająco, ale widocznie tutejsze chłopaki mają trochę inny gust;-p
Teraz dziwne słowo z tytułu posta, czyli tragus. Tragus to nazwa tej malutkiej wystającej chrząstki na granicy ucha i policzka, o której przekłuciu marzę od kilku lat. Ponieważ wreszcie mam trochę kasy, a także przeprowadziłam rekonesans i upatrzyłam już sobie sprawdzone studio tatuażu i piercingu, prawdopodobnie zafunduję sobie taką pamiątkę z pobytu na Wyspach. Jestem wręcz opętana tą myślą i zdeterminowana, by to zrobić. Gdy już wrócimy do kraju, mała ozdoba w tym nietypowym miejscu będzie mi przypominać, że odważyłam się tutaj przyjechać, choć pół roku temu, gdyby mi ktoś powiedział, że tak się stanie, popukałabym się w głowę i odesłała go do psychiatry;-p
Co do dziwnych dzieci, to zaobserwowaliśmy tu ciekawe (dość niepokojące) zjawisko. Mianowicie ciężko dopatrzeć się na ulicach normalnych dzieci, w wieku powiedzmy od 7 do 12 lat, które wyglądałyby na swój wiek. Są tu niemowlęta i nastolatki, jak mówi Konrad. Tzn. dzieci bardzo długo wożone są w wózkach, niejednokrotnie zdarzyło nam się obserwować, a nawet mieć w hotelu, dzieciaka na oko mniej-więcej czteroletniego, wożonego w wózku (!) Z drugiej strony pełno widać w mieście dziewczynek 8-10-letnich, poubieranych jak nastolatki, umalowanych nawet. Horror, nie uważacie?
O rety, ale się rozpisałam dziś!
Kończę i ściskam ciepło!!!
Do następnego:-)

8 komentarzy:

PAPROCH pisze...

PS. Zmieniła mi się czcionka i nie umiem tego w tym poście naprawić, mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza:-)

Mateusz pisze...

mi sie srednio podobaja kolczyki w tej chrzastce:P Ale skoro lubisz;) Pozdrowionka!!

mamuśka pisze...

Dobrze jest poznawać obce kraje:)))

Anonimowy pisze...

Ad. PS. Mnie się ta czcionka bardzo podoba :)
A co do kolczyków, to mam nadzieję, że nie będzie bolało :)

PAPROCH pisze...

Pan w salonie tatuażu powiedział mi dziś, że trochę boli i może dać znieczulenie, ale chyba się nie zdecyduję. Chcę wszystko przeżyć naprawdę:-)

Anonimowy pisze...

No pewnie, bo to trochę jak z porodem. Wszyscy zainteresowani takim kolczykiem będą pytać, czy bolało, a ty na to: "Nie wiem, kłuli mnie na znieczuleniu". :)
A jak mówi ludowe przysłowie: "Twardym trza być a nie miętkim" :)

PAPROCH pisze...

Otóż to właśnie;-)

szparagus pisze...

Witaj
Dzis tak zajzalem do Twojego wpisu.
Nie robie tego czesto, bo i czasu malo ale z zaciekawieniem przeczytalem Twoj wpis
Pozdrawiam bardzo serdecznie z goracego konca swiata- Wojtek -szparagus