wtorek, 19 lutego 2008

Na skraju niczego...

Wróciliśmy właśnie ze spaceru. Bardzo krótkiego, bo niespodziewanie zrobiło się strasznie zimno, podejrzewam wręcz, że mróz trzyma. Wśród iście fantastycznie-bajkowej scenerii udaliśmy się na "nasz" klif, przejść się po nim kawałeczek. Wszystko jakby znieruchomiałe, ciche, pokryte szadzią - gałęzie, liście krzewów, pajęczyny nawet (przepięknie!) Doszliśmy więc wśród tego mrozu i mgły na klif i... znaleźliśmy się nieoczekiwanie dosłownie na skraju niczego. Nie ma horyzontu, nie ma latarni morskiej, portu rybackiego, nie ma w ogóle części Scarborough wystającej w morze, nie ma nawet samego morza. Tylko z gęstej jak śmietana mgły przy brzegu klifu, prawie nie wiadomo skąd, wyłaniają się nieduże fale... BAJECZNIE!!! Jakbyśmy znaleźli się na samym końcu świata, gdzie dalej nic nie ma, tylko pusta przestrzeń i mgły... Szkoda, że nie możecie tego zobaczyć, a aparatu fotograficznego akurat nie mieliśmy przy sobie. Zresztą, zdjęcia nie oddałyby tej magicznej atmosfery... Czasem tu jest naprawdę przepięknie:-)
Ściskam zimowo!
Kasia

1 komentarz:

Kaatje pisze...

Wyobrazam sobie, jak bylo pieknie;)