środa, 9 stycznia 2008

A co nam się nie podoba?...

Ja tak ciągle o tym, jak tu jest fajnie i że wszystko u nas gra, i w ogóle...
A przecież czasem jest całkiem niefajnie, są sprawy, które nas wkurzają, dołują, drażnią. Dziś o nich, żeby nie było za słodko, bo od nadmiaru słodyczy każdego w końcu zemdli:-p

Pierwsza rzecz, to zasadniczy minus mieszkania z hotelu, o którym dziś przekonaliśmy się na własnej skórze. Ponieważ mieszkamy najbliżej (większość pracowników mieszka poza hotelem oczywiście), do nas dzwoni się z recepcji, gdy nagle jest pracownik potrzebny, bo np.w ostatniej chwili ktoś odwołał swoją zmianę na restauracji:-p Tak było dzisiaj. Rano oboje mieliśmy wolne, więc budzik nastawiliśmy na 9,00. Niestety o 7,30 zadzwonił telefon, że jedna z kelnerek nie przyszła i potrzeba zastępstwa:-/ Jako że ja mam przez najbliższe 4 dni śniadania, a Konrad nie, to on poszedł na dół, niemalże prosto z łóżka, rozespany... Mam nadzieję, że takie akcje nie będą się powtarzać zbyt często:-p

Głupie podwójne kurki z wodą przy umywalkach. Jezusicku! Jak się ciężko pod tym ręce myje, nie mówiąc o zmywaniu. Zwłaszcza, że w zimnym kranie woda zwykle ma taką temperaturę, jakby ją ciągnęli spod lodu, a z kolei wodą z gorącego kranu można by zaparzać herbatę, bez gotowania jej... Masakra. Nie policzę, ile razy poparzyłam sobie ręce:-/

Wiatr:-p Prawie ciągle tu wieje, co bywa zwyczajnie męczące. To tyle o wietrze;-)

Ogrzewanie włączają i wyłączają cyklicznie. Na pewno jest włączone rano i wieczorem, ale wydaje mi się, że na noc wyłączają. Wnioskuję o tym z faktu, że zwykle aby móc zasnąć nie mając gęsiej skórki, muszę się przykryć kocem, narzutą i jeszcze jednym kocem:-/ Na szczęście wymienione warstwy już wystarczają;-)

Zmieniające się (na gorsze!) wytyczne menagerki hotelu co do wystroju restauracji i obsługi gości. Kiedy przyjechaliśmy, serwetki wtykało się w kieliszki, nie wymagało to specjalnego zachodu. Teraz już jest nowy trend i musimy je stawiać pośrodku nakrycia, pozaginane w fikuśne harmonijki. Oczywiście do nas należy ich składanie, które jest bardziej czaso- i pracochłonne, a umówione godziny pracy nie zmieniły się przecież ze względu na serwetki. A ponieważ płacą nam tu nie za przepracowany czas, ale za ustalony czas zmiany (3 godziny), jak się nie wyrobisz - twoja strata. Tak więc każde udziwnienie, które wymaga od nas więcej pracy, nie jest tym, co lubimy najbardziej:-p

Szmatki do ścierania stolików, które - gdy nie są aktualnie używane - moczą się w wiadrze z wodą i chlorem. Nie dość, że niszczy to skórę na rękach (wysusza), to jeszcze łapy potem śmierdzą chlorem przez godzinę:-/ BLE.

W sklepach papierniczych oraz z kartkami pocztowymi (a są tu specjalne sklepy właśnie z rozmaitymi kartkami) ciężko uświadczyć normalnego papieru listowego. Udało mi się dziś w końcu kupić, po 3 dniach poszukiwań, ładny kremowy papier do drukarki, który ma mniej-więcej taką grubość o jaką mi chodziło. Normalny blok listowy z ŁADNYM i nie za cienkim papierem to rzadki okaz (na poczcie można dostać taki klasyczny blok listowy, z liniowanym papierem, ale strasznie cienkim). Za to kartki mają, dziwolągi, na każdą okazję, jaką sobie wymyślicie (no, sorry, chyba z okazji pogrzebu nie widziałam:-p) Z okazji każdych kolejnych urodzin (ze stosowna liczbą wydrukowaną ozdobnie), z okazji zaręczyn, ślubu, urodzenia potomka, zdania egzaminu, udanej imprezy, dla "najwspanialszego" lub "ukochanego"... dowolnego członka rodziny (są wersje dla mamy, taty, siostry, brata, żony, męża, córki, syna, dziadka, babci...) Istne wariactwo!!! A ładnego, ale całkiem normalnego, prostego papieru listowego - niet:-/

No i niezmiernie uciążliwy jest fakt, że nie mamy u nas, na górze (3 piętro), internetu i aby wysłać maila czy cokolwiek innego zrobić, musimy schodzić do piwnicy, gdzie net ma zasięg. No ale szczęśliwie to już całkiem niedługo się zmieni, bo prawdopodobnie pod koniec tygodnia przeprowadzamy się "downstairs" (Paweł z Olgą wracają do Rosji, szkoda trochę...) i będziemy mieć swój internet, całkiem pod ręką:-)))

Tym optymistycznym akcentem kończę ten, trochę marudny, wpis. Zapewniam, że tak czy owak żyje nam się tu nie najgorzej i nie tracimy poczucia humoru (może nawet coraz więcej go zyskujemy?...;-)
Pozdrawiam ciepło!!!

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Teraz dla zasady lub kontrastu powinnaś wypunktować w ten sam sposób rzeczy, które wam się tam podobają :-)
Pozdrowionka i oby trend serwetek szybko wrócił do wtykania ich w kieliszki lub kładzenia zgiętych wpół przy talerzu :)

mamuśka pisze...

Nie ma znowu tak dużo tych niefajnych rzeczy. Najgorsze, że zimno w nocy...Oby do wiosny:))

Kaatje pisze...

Z okazji pogrzebu tez kartki maja...Przynajmniej u nas w Holandii.A z tymi kurkam i do wody to rzeczywisice przechlapane, kto to wymyslil?;-D Pozdrawiam Paproszku, trzymaj sie!P.S. A w nocy my tez wylaczamy ogrzewanie, takie z nas sknerusy;-P

tataradka pisze...

Jeśli w zlewie jest korek, to pewnie jest to stopień ewolucji miski.
Ja lubię spać w chłodzie, a moi koledzy z rozrzewnieniem wspominają spanie pod pierzyną w temperaturze bliskiej zera. Podobno lepszy jest tylko seks.