niedziela, 27 stycznia 2008

Susan Nadgorliwa;-p

Siedzę ja sobie w naszym pokoiku, pachnącym pomarańczowo (olejek w kominku aromaterapeutycznym), za ścianą dudni muzyka od naszej sąsiadki, Emy (córki menedżerki), która też należy do staffu mieszkającego w hotelu:-p Zjadłam sobie smakowitą popołudniową przekąskę, złożoną z bułki z masłem oraz sałaty z oliwkami i pokruszonym owczo-kozim serem typu feta, i postanowiłam stuknąć znów parę słów.
Na przykład o tym, że pogoda dziś przewspaniała, wiosenna prawie. Gdy po południu wyszliśmy na spacerek na klif, nie mogliśmy się nacieszyć słońcem i bezchmurnym niebem (oraz brakiem wiatru, bo wczoraj i przedwczoraj wiało niemiłosiernie:-) Wracając wstąpiliśmy do Sainsbury'ego i nabyliśmy m.in. bułki, jogurt, moje ukochane ciastka figowe oraz duży zapas ulubionego napoju Konrada - Bitter Lemon (który to napój Sainsbury sprzedaje po jakiejś śmiesznej cenie). Teraz Konrad poszedł do pracy (dziś znów bar), a ja mam wolny wieczór:-) Jak miło. Może położę sobie na ryjku maseczkę lub zrobię coś równie relaksującego:-)
Ale najpierw jeszcze napiszę Wam o tytułowej nadgorliwej Susan, która szkoli się w naszej restauracji na tzw. superwizorkę, czyli na takiego "zastępczego Eddiego". Chodzi o to, że Eddie jest naszym bezpośrednim przełożonym i sprawdza (teoretycznie;-) czy wszystkie prace przed i po serwisie są wykonane porządnie. Jednak kiedy ma dzień wolny, nie ma komu tego robić i czasem ludziska odwalają fuszerę, że się tak kolokwialnie wyrażę:-p Kiedyś podobno była tzw. superwizorka, ale już jakiś czas temu odeszła, a teraz Eddiemu się przypomniało (a może głównej menedżerce hotelu, Ruth), że ktoś taki w zasadzie by nie zaszkodził. No i przyjęli dosłownie dwa dni temu niejaką Susan. Susan jest raczej w średnim wieku (no bo superwizorem może być osoba nieco bardziej doświadczona), jest bardzo niska, garbata, ma smutnawy wyraz twarzy i ogólnie raczej szpetna na oko. No, żeby być sprawiedliwym, to jest dość miła, nie żadna tam zołza, ale STRASZNIE się przejęła obowiązkami, jakie przedstawił jej Eddie (od razu podkreślam, że on się tymi samymi obowiązkami nie przejmuje nawet w połowie tak bardzo, w ogóle to jest bardzo leniwy:-p). Dosłownie chodzi po sali po tym, jak nakryjemy do następnego posiłku i sprawdza, czy na żadnym stole niczego nie brakuje. Sprawdza dokładnie, czy wszystkie zadania dodatkowe są wykonane starannie (np. umycie maszyny z sokiem, maszyny z kawą, porządek na podręcznym stoliku w przejściu przy kuchni, gdzie trzymamy pudełka z mini-dżemami, paczki serwetek, koszyki na bułki itp) Tu i ówdzie (głównie mam na myśli zakamarki, gdzie ostatnio pewnie było odkurzane parę miesięcy temu, a gdzie Eddie nawet nie zagląda) sama włazi i sprząta. Jakby robiła generalne porządki we własnym mieszkaniu:-p Konrad mówi, że jej przejdzie. Mogę tylko powiedzieć OBY;-)
Na dziś kończę, ściskam mocno z bezchmurnego dziś Scarborough:-)
KASIA

1 komentarz:

Kaatje pisze...

Ja po nocach sie telepie, no coz poradze, ze spac nie moge;-)Kasia, tak fajnie opisalas ta superwizorke, ze oczyma wyobrazni ja widze;-DDD