poniedziałek, 7 stycznia 2008

O pierdołach.

Witam serdecznie:-)
Dziś będę pisać o pierdołach, bo w zasadzie nic nowego/ciekawego się nie dzieje. Kończy nam się wolne. Konrad już dziś został poproszony o stawienie się w barze, gdzie Paweł będzie go przyuczał na barmana;-) Ja jutro i pojutrze mam "herbatki", od czwartku już normalna praca "na restauracji", Konrad w tym tygodniu głównie w barze...
Dziś poniedziałek, mijają 4 tygodnie od dnia, w którym tu przyjechaliśmy. Prawie miesiąc. Dacie wiarę??? Nie wiem, kiedy to zleciało, ale cieszę się, bo im szybciej czas tu płynie, tym szybciej z powrotem będziemy w Polsce. Nie żeby tu było źle, ale moje życie bez rodziny i przyjaciół na wyciągnięcie ręki nie miałoby sensu. Tutaj, "na obczyźnie", można wytrzymać dzięki internetowi, telefonom kilka miesięcy bez spotkania z bliskimi. Ale żyć na stałe tak daleko od "korzeni"... To chyba nie dla mnie. No, zupełnie inaczej byłoby, gdybym rodzinę i przyjaciół miała tu, w Scarborough. Wtedy mogłabym się tu osiedlić... No ale to jest kwestia nie podlegająca w ogóle dyskusji pt."czy to możliwe?"... Tak więc cieszę się, że czas szybko nam płynie i czekam z niecierpliwością na wizytę, a jeszcze lepiej - na stały powrót do Polski.
Po raz pierwszy dziś osobiście wysyłałam list na poczcie. Jest to znacznie przyjemniejsze niż w Polsce, ponieważ list zostawia się w okienku u pani i ona nakleja wszystko co trzeba. W Polsce strasznie mierzi mnie, gdy widzę jak pani urzędniczka podsuwa do mnie znaczek, klejem w dół, a ja muszę go polizać (bakterie z lady, mniam-mniam:-/) bo gąbeczki, które powinny być nasączone wodą, na ogół są suche. Tutaj kładzie się list na wadze, pani mówi, ile trzeba zapłacić (zwykły cienki list w standardowej kopercie - 48 pensów), płacisz, podajesz list do okienka i już:-) Podoba mi się:-)
Na Picasie zamieszczam kilka zdjęć kotka (czy raczej kotki - przynajmniej na moje oko), który systematycznie "podwala się" do ludzi odwiedzających Tesco. Przybiega niemal natychmiast na wołanie "kici-kici", łasi się zupełnie jak oswojona i w ogóle jest cudna. Zadbana, tłuściutka... Albo ktoś ją z domu wypuszcza, żeby się szwendała, albo jest rozpieszczoną bezpańską kicią. Olga mówiła, że to całkiem prawdopodobne, bo tutaj zupełnie inaczej traktuje się takie zwierzęta, niż to się zdarza w Polsce. Przede wszystkim bezpańskich kotów czy psów jest bardzo mało. A jak już się jakiś gdzieś przybłąka, to ma bardzo dobrze, wszyscy dbają, dokarmiają i nikomu raczej to nie przeszkadza:-) Aha, kup na chodnikach też tu prawie nie widać, a to dlatego, że wszędzie są tabliczki, mówiące wyraźnie o tym, że za nie sprzątnięcie po psie grozi grzywna do 1000 funtów. Ludzie chyba tym się przejmują, bo naprawdę psie niespodzianki na chodnikach należą do rzadkości.
To tyle chyba tych pierdółek, tak żebyście wiedzieli, że nadal żyję i nadal mam się dosyć dobrze;-p
Pozdrawiam gorąco ze Scarborough, dziś chłodnego, ale bezchmurnego:-)

4 komentarze:

Mateusz pisze...

Fajnie, że coś napisałaś:)
Ja się strasznie dużo teraz uczę, bo sesja się zaczęła. Dziś już po pierwszym egzaminie.
Bardzo ładny ten kotek:)
Pozdrowionka!
PS. tutaj znaczki są normalnymi naklejkami:P
PS2. Na picase niedlugo wrzuce nasze zdjecia z procesu uczenia sie;)

Kaatje pisze...

Paproszku..wizja lizania znaczkow na poczcie powalila mnie dokumentnie;D Ale tak to jest w Polsce, niestety. W Holandii jest podobnie jak w Anglii. Podchodze do okienka, podaje koperte, i z glowy. Urzednik nakleja wszystko, co trzeba;-)

mamuśka pisze...

ALE JAK TA KICIA ROZUMIE "KICI-KICI" TO ONA CHYBA POLSKA JEST??...

Ufok pisze...

W takich pocztowych chwilach widać że życie składa się ze szczegółów ale widać też że szczegóły te są BARDZO ważne.