wtorek, 18 grudnia 2007

Papu;-)

Dziś słów kilka o jedzeniu, czasem pysznym, częściej wprost przeciwnie.
Na początek obsmaruję śniadanie, które muszę podawać biednym gościom:-/ Zaczynają od szwedzkiego bufetu, gdzie nalewają sobie soku i przygotowują chrupki z mlekiem lub jogurtem. To jest w porządku, to się daje zjeść oczywiście:-) Jak tylko usiądą do stolika, ja już podchodzę, pytając czy życzą kawkę czy herbatkę. Większośc życzy kawkę. Ci, którzy decydują się na herbatę na ogół piją ją z mlekiem. BLEH:-/ Razem z kawą/herbatą przynoszę tosty, które w kuchni stoją cały czas pod podgrzewającą lampą lub są robione (w ogromnym opiekaczu z obrotową taśmą) na bieżąco. Przy okazji kawki niektórzy proszą o owsiankę, do której czasem wkładają sobie kawałki grapefruita (ze szwedzkiego stołu) lub śmieszne śliwki w zalewie, nazywane "prunes". Podając tosty i napoje, pytam o główne śniadanie. I tu zaczyna się jazda:-p Goście mogą wybrać kippera, który jest jakąś wędzoną rybką na ciepło lub tzw. full english breakfast lub różne jego warianty (gł. polegające na różnie przyrządzonych jajkach). Standardowe "full" składa się z: jajka sadzonego, smażonego bekonu, łyżki fasolki jakby po bretońsku czy coś, grubego placuszka z grubo tartych ziemniaków, połówki podpieczonego pomidora oraz obrzydliwej kiełbaski, o której już pisałam i nie jest ona warta większej uwagi:-/ Gdy po shifcie (zmianie) mogę zjeść w kuchni śniadanie, zwykle poprzestaję na owsiance. Kiełbaski są nie do przełknięcia, a fasolka, choć dobra, jakoś mi nie leży na śniadanie:-p
Obiad (czy raczej obiado-kolacja) jest bardziej skomplikowany. Zaczynam od podetknięcia ludziom pod nos koszyczków z białymi lub brązowymi bułeczkami do wyboru (zwykle biorą brązowe;-) i zapytania, co też sobie życzą na przystawkę. Zawsze jest jakaś zupa, przypominająca zwykle brązową breję, którą nalewamy ze stale podgrzewanego wielkiego gara, a także soki. Oprócz zupy i soku zdarzają się takie rzeczy jak: koktajl melonowy, serowe tartaletki czy wędzona makrela. Jak ludziska zjedzą startery, podchodzę, zabieram talerzyki i miseczki, czy w czym tam mieli te przystawki, i pytam o drugie danie. Mogą to być takie, średnio atrakcyjne, dania jak np.:pieczony udziec jagnięcy, tarta łososiowo-brokułowa, pieczona pierś indyka czy specjał dnia, np.spaghetti. Wszystko niby pięknie, ale rzecz w tym, że większość (jeśli nie wszystkie) z tych "pyszności" jest gotowych i podgrzewanych jedynie:-/ Do tego potwierdzają się plotki o Anglikach, że nie potrafią oni przyprawiać jedzenia, wszystko jest mdławe i bez wyrazu, zarówno jesli chodzi o smak, jak i konsystencję, ponadto prawie nie ma surówek...A dziadki jeszcze za to płacą... Jak nie wiedzą, co dobre, to niech płacą;-) Ja przynajmniej na tym zarabiam:-) No, ale do rzeczy, bo po głównym daniu sprzątam talerze i pytam, na jaki deser mają ochotę, nie zapominając przy tym zapytać o kawę lub herbatę (OBOWIĄZKOWO! Najbardziej nieszczęśliwi na świecie są wówczas, gdy się zapomni o kawie/herbacie do deseru). Deser może mieć postać talerza z różnymi rodzajami sera i krakersów, lodów (waniliowe, czekoladowe i truskawkowe, z trójkątnym wafelkiem-ich przygotowanie należy do nas, kelnerów, wóczas gdy są potrzebne), czekoladowych eklerek, tarty truskawkowej z bitą śmietaną lub też tradycyjnego Christmas Pudding... I tu przechodzimy do potraw nieco lepszych i cąłkiem dobrych:-) Bo jakkolwiek nieapetycznie nie brzmiałby pudding, w rzeczywistości jest to podawany na ciepło solidny kawał bardzo słodkiego ciasta z ogromną ilością bakalii (podobne do naszego keksu), w sosie brandy bodajże. I to jest naprawdę smakowite, pomijając natężenie słodyczy, która nie pozwala mi skończyć nawet jednej porcji;-p
Do dobrych rzeczy należą także:
-Coś, czego nazwy nie zapamiętałam, a jest kwadratowym ciastkiem z ciasta podobnego do kruchego, z dodanymi dużymi kawałkami czekolady gorzkiej i mlecznej oraz kawałkami krówki czy czegoś podobnego:-)
-Jogurty Corner firmy Muller. są w kawdratowych opakowaniach, z odłamywanym (jak przy naszej Fantasii) rogiem. W głównej części jest jakiś pyszny jogurt, a w odłamywanym rogu-różnego rodzaju chrupki lub dżemiki. Mój ulubiony to Hoop Toffi (jogurt o smaku toffi, a do niego chrupki-kółeczka w mlecznej czekoladzie:-)
-Dżem grapefruitowy oraz małe pomarańczowe dżemiki (takie "turystyczne"), które goście dostają do śniadania. Tost z takim pomarańczowym dżemem na śniadanie to istna rozkosz dla podniebienia:-)
-Tzw. mince pie, czyli babeczka z kruchego cista z dżemem
-Coś, co nazywam "marsowe kulki" czyli jakby baton Mars w formie kuleczek w torebce, takiej jak M'n'Ms na przykład:-) Pyszności, w Polsce czegoś podobnego nie widziałam...
Jak więc widzicie, nie wszystko na Wyspach jest "niejadalne";-) Jogurty Corner, tosty z pomarańczowym dżemem i trochę "marsowych kulek" i ja jestem w niebie;-)
A teraz z innej beczki. Wrzucam na Picasę trochę codziennych fotek ze Scarborough:-) Zapraszam: http://picasaweb.google.com/kretka83

3 komentarze:

Mateusz pisze...

No ja nie mialem okaazji sprubowac zarcie angislekigo, ale nie brzmi dobrze... Ale za to znam Cornery. Sa na prawde dobre:)

No to smacznego życze;)

Anonimowy pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Anonimowy pisze...

No ladnie ladnie. Jesli macie czas na bloga :), to ja rozumiem, ze moj wlasny rodzony brat a twoj maz po prostu nie chce do mnie nic napisac? :)

Pozdrawiam was serdecznie i 3mcie sie mocno.