czwartek, 27 grudnia 2007

Święta, święta i po świętach;-)

Chciałoby się zawołać „Nareszcie!”;-) Bo to były bardzo ciężkie święta. To, że finansowo się opłaciły, to osobna kwestia (większa stawka za godzinę i jednocześnie więcej godzin + spore napiwki), ale faktem jest także to, że przyniosły chwile tęsknoty za domem, niewyspanie, ból nóg i poparzone palce (wciąż mam problemy z noszeniem gorących talerzy przy pomocy ściereczki i często z trudem wytrzymuję temperaturę talerza)… Na całe święta zjechała duża grupa (ponad 100 osób), głównie dziadków, choć było też kilka osób w wieku, który określiłabym jako średni, a nawet dość wczesno-średni (koło 40-tki) W większości przemili ludzie, żywo zainteresowani naszym pochodzeniem, czasem przebywania na Wyspach oraz tym, czy podoba nam się Scarborough;-p Dwa razy miałam przyjemność obsługiwać rewir, w którym siedział starszy marynarz wraz ze swoja kobietą (żoną?). Od tej pary z trudem się oderwałam. Od razu zapytali skąd jestem, po czym wdali się w dywagacje na temat tego, jak to niesamowicie jestem podobna do jakiejś angielskiej aktorki, tylko ładniejsza;-) Potem zagadywali, czy studiuję, jakie mam wykształcenie, a gdy powiedziałam, że jestem psychologiem, marynarz zapytał, czy potrafię czytać w jego myślach;-) Kiedy przyniosłam im kolejne zamówienie, marynarz z wielką starannością zaczął wymawiać nazwy polskich miast (Kraków, Wrocław, Gdańsk, Oświęcim), które odwiedził i pytał, czy i ja tam byłam:-p Na koniec powiedzieli mi, że jestem cudna i, choć to nie był koniec ich pobytu (który jest zwyczajowym momentem wręczania napiwków), wcisnęli mi do ręki banknot pięciofuntowy. Muszę przyznać, że tacy klienci sprawiają, że chce się pracować, nawet wtedy, gdy od ciągłego biegania ma się już płaskostopie, a ból krzyża czuje się aż w podbrzuszu;-p

Przez święta można było mieć maksymalnie 4 shifty (śniadanie, lunch, „herbatki” oraz obiadokolację). Prawdę mówiąc, po śniadaniu i lunchu (będącym właściwie wcześniejszym odpowiednikiem obiadokolacji) byłam już tak niesamowicie zmęczona, że zaczynało mi być wszystko jedno, mogłam więc zrobić zimny prysznic stopom i zasuwać na obiadokolacji. Taki miałam pierwszy dzień świąt. To razem wyszło 9 godzin jednego dnia, a każda świąteczna godzina 8 funtów… No to chyba warto było;-) Dziś, gdy dziadki odjeżdżały, ja smacznie sobie spałam, ale Konrad miał poranny shift. Dzięki temu zgarnął ok.45 funtów napiwku. Szkoda, że i ja nie miałam dziś śniadaniowej zmiany, ale byłoby nas już za dużo… Może następnym razem…

Co by tu jeszcze… O, może się pochwalę;-) Już bez kłopotu i upewniania się, czy wszystko dobrze robie, potrafię szybko prawidłowo nakryć do posiłków. A z początku wydawało mi się to niezwykle skomplikowane. No bo do obiadu układa się od lewej kolejno: tzw. side-plate czyli mały talerzyk, na nim mały nóż; dalej widelec do ryb i zwykły widelec. Po prawej stronie podkładki od lewej leżą: zwykły nóż, nóż do ryb oraz łyżka do zupy. Nad podkładką ząbkami w prawą stronę widelec deserowy, a nad nim w odwrotna stronę łyżka do deserów. Dodatkowo po prawej stronie każdego nakrycia stoi kieliszek (wcześniej musimy je przecierać ściereczką) z wetkniętą dekoracyjnie serwetką, a na każdym dwuosobowym stoliku układa się na środku dużą łyżkę do nakładania warzyw na przykład. Do tego stawiamy oczywiście odpowiednie karty menu, sprawdzamy zawartość miseczki z cukrem, z sosami w saszetkach i ewentualnie uzupełniamy je. Wszystko to weszło mi już w nawyk. Taka jestem zdolna;-)

Na dziś kończę. Kolejny znak życia dam pewnie w kolejnej luźniejszej chwili, czyli po Nowym roku:-p No, może uda mi się wcześniej…

Ściskam wszystkich poświątecznie!

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Gratuluję!!!

To, że dziś piszesz takie pozytywy tylko upewniło mnie w przekonaniu, że nie wrócicie stamtąd ze wstrętem do Wysp Brytyjskich oraz Angoli wszelkiej płci i maści. Zawsze można sobie powspominać tego marynarza ze świątecznych dni... Mam nadzieję, że w chwilach zwątpienia podtrzyma cię "on" na duchu. :)

Pozdrawiam i życzę więcej dni po 8 funciaków (ale niekoniecznie z takim nawałem roboty i niekoniecznie w święta).

Kaatje pisze...

Siwtnie sie czyta!!;-)