niedziela, 30 grudnia 2007

Staff, czyli personel.

Dziś napiszę słów kilka o staffie restauracyjnym, czyli o kelnerach i obsłudze kuchni.

Restauracja jest obsługiwana przez kilkanaście w sumie osób, w różnym wieku i różnego pochodzenia. Wiem, że poszczególni członkowie tej ekipy od czasu do czasu odchodzą, wracają, czasem przychodzą na ich miejsce inni… Aktualnie najbardziej stałym i wiernym tej robocie pracownikiem jest Eddie, tzw. head of departament, czyli główny menedżer restauracji. Eddie jest z pochodzenia Portugalczykiem, żabowatym z wyglądu, wyluzowanym gościem koło 40-tki. Strasznie dziwnie mówi po angielsku (Anglicy twierdzą, że brzmi, jakby miał wadę wymowy;-) i ogólnie jest trochę dziwny, ale dosyć kochany. Wiele rzeczy nam tłumaczy, podpowiada i za każdym razem, gdy przechodzi obok (czy też raczej snuje się;-), pyta „You allright?” Eddie chwali mnie, że szybko pracuję.

Dalej mamy kelnerów i kelnerki…

Maurice – brat Eddiego, czyli również Portugalczyk w średnim wieku, który jest w Anglii znacznie krócej i po którym przynajmniej widać pochodzenie (jest całkowicie niepodobny do brata). Bardzo pomocny, uprzejmy, pracowity człowiek, taki „kelner z klasą”.

Paul, czyli tak naprawdę Paweł, młody Rosjanin, pracujący także za barem, a w czwartki i piątki jako nocny portier. Przyjechał tu zaoszczędzić dużo kasy i naprawdę stara się o to, żeby zarobić jej jak najwięcej, pracuje dosłownie jak cyborg. Ostatnio pomagał nam obsługiwać obiad, będąc po jednej nocnej zmianie, a przed kolejną…

Olga V., czyli kobieta Pawła. W pracy bardzo skrupulatna, poukładana, schludna. Gdy po pracy rozpuszcza swoje napuszone loki do połowy pleców i zdejmuje okulary, białą koszulę i krawat, wygląda jak jakaś młoda czarownica z „Mistrza i Małgorzaty”, czy coś w tym rodzaju. Podobno wierzy także w zioła, astrologię i rozmaite sprawy nadprzyrodzone.

Olga P., koleżanka Konrada, która nas tu sprowadziła. Bardzo gadatliwa, wesoła, o bogatej mimice i jeszcze bogatszej gestykulacji. Jest tu już grubo ponad rok i jej angielski trudno odróżnić od angielskiego tubylców. Studiuje w Scarborough i zamierza zostać tu jeszcze raczej długo.

Jodie – malutka, chudziutka blondynka w okularach, która pracuje najszybciej w całej restauracji i jest niesamowicie silna jak na swoja posturę. Jest znakomitą kelnerką i bardzo pomocną, uprzejmą osobą. To ona uczyła mnie co i jak, więc, jak powiedziała Olga, dostałam dobrą szkołęJ Jodie ma dopiero 18 lat, a jest już mężatką. Jednak jakoś to do niej pasuje, sądzę, że jest też znakomitą panią domu.

Jayne – „kelnerka od zawsze”. Jest to przesympatyczna kobitka we wczesnym średnim wieku (40 lat?...), z koczykiem w nosie, żona trzeciego z kolei męża, matka dzieciom, a także już babcia (!) Bardzo doświadczona, sprawna kelnerka, niedawno pokazywała nam, jak nosić bez użycia tacy 4 gorące talerze na raz… Cóż, może za rok odważę się spróbować;-)

Shauna – najmłodsza osoba w restauracji, ma chyba dopiero 16 lat. Taka typowa brytyjska nastolatka, ma tak dziwny akcent, że bardzo trudno ją zrozumieć. Trochę prostacka, czasem sympatyczna, czasem mniej. Bardzo niewiele z nią rozmawiałam i w sumie jest mi dość obojętna.

Alex – jeszcze mniej z nią rozmawiałam, za „naszych czasów” była w pracy tylko jeden dzień. Potrafię o niej tylko tyle powiedzieć, że to bardzo miła, raczej cicha kobieta, nieco starsza od nas (może koło 30-tki).

Pomagają nam też czasem barmanki, bardzo miła Natalie, która jest w podobnym wieku jak my oraz kobieta, której imienia nie znam, trochę starsza.

No i jesteśmy my, w grafiku figurujący jako Kate i Conrad.

Jest jeszcze obsługa kuchni, czyli trzech kucharzy i dwoje „zmywakowych”.

Ian, postawny flegmatyk koło 40-tki, bardzo związany ze swoim krajem pochodzenia, czyli Irlandią, a sceptycznie nastawiony do Anglii i Anglików. Naprawdę cudny, przesympatyczny, dowcipny facet.

Saun – nieco dziwny szef kuchni, niewiele po 30-tce, ale z powodu przedwczesnej siwizny wyglądający starzej. Czasami niesympatyczny, gdy ma zły dzień, słyszałam też, że bardzo nietolerancyjny, ale nie miałam jeszcze okazji się przekonać. Mam do niego stosunek raczej obojętny.

Luc, przystojny i przesympatyczny, najmniej doświadczony z kucharzy (Konrad mówi „podkuchenny”). Z tego, co wiem ma 30 lat, ale trudno w to uwierzyć. W przeciwieństwie do Shauna, wygląda na jakieś 6 lat mniej.

Sally – pani pracująca na zmywaku. W średnim wieku, trochę zrzędliwa, ale w sumie dobroduszna. Podobno jest lekko upośledzona, ale idzie się z nią dogadać i jest naprawdę solidnym pracownikiem (sprawdza czystość każdej filiżanki przejeżdżając w środku palcem, co jest nieco przerażające, ale oczywiście w jej mniemaniu słuszne, no i świadczy o jej skrupulatności, choć osobiście chyba wolałabym już niedomyte filiżanki;-)

Leslie, czyli „pan zmywakowy”. Też koło 40-tki, może trochę młodszy. Ogolony na łyso, mocno wytatuowany, raczej prosty i trochę dziwny:-p Ani go lubię, ani nie. Wolę jak na zmywaku urzęduje Sally.

No, to by chyba było na tyle. O ludziach spoza restauracji napiszę następnym razem, bo ten wpis coś długi się zrobił.

Pozdrawiam serdecznie!!! Do następnego.

PS. Na Picasie zamieszczam kilka nowych zdjęć ze Scarborough.

2 komentarze:

Kaatje pisze...

Bardzo fajna charakterystyka, czyta sie jak powiesc;-)Ze tez ja nie dostrzeglam Twojego talentu na dziennikach..pozdrawiam Paproszku;-)

mamuśka pisze...

Paproszek zawsze miał talent:))) Czekam z niecierpliwością na następne historie